piątek, 21 grudnia 2007

::: "Tylko muzyka może nas uratować" :::


Dzięki mężowi pogodziła się z przeszłością i po pięciu latach milczenia wydała nową płytę „E.K.G”. Tylko dla „Sukcesu” Edy­ta Gór­niak i Da­riu­sz Kru­pa ...

...wystąpili w sesji okładkowej i sami ją wyreży­serowali.


SUK­CES: „Mi­łość prze­gra­ła w mo­im ży­ciu z przy­jaź­nią, choć kie­dyś pro­wa­dzi­ła mnie przez ży­cie” – po­wie­dzia­ła pa­ni kil­ka lat te­mu. Słu­cha­jąc no­wej pły­ty, mam wra­że­nie, że wszyst­ko wró­ci­ło do nor­my – zno­wu mi­łość prze­ję­ła kon­tro­lę nad pa­ni ży­ciem. No­wa pły­ta, bar­dzo oso­bi­sta, udo­wad­nia to. Brzmi szcze­rze, gdy pa­ni śpie­wa: „I’m ready for lo­ve”.

Edy­ta Gór­niak: Do mi­ło­ści ni­gdy się nie przy­zwy­cza­ję, mi­mo że ta, któ­rej tak wy­trwa­le pra­gnę­łam, szczel­nie wy­peł­nia mo­je ży­cie już od kil­ku lat. Mi­łość za­wsze bę­dzie dla mnie czymś nad­zwy­czaj­nym i dzie­wi­czym. Kie­dy za­sy­piam i mam u bo­ku męż­czy­znę, któ­re­go ko­cham i na któ­re­go za­wsze mo­gę li­czyć, da­je mi to ra­dość ży­cia i po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Ni­gdy się tą mi­ło­ścią nie na­cie­szę.


Pa­nie Dar­ku, wie pan, że tę pio­sen­kę żo­na śpie­wa dla pa­na? Po­dob­nie jak in­ną, rów­nie pięk­ną, „Dzię­ku­ję ci”. A mo­że w ogó­le wszyst­kie?

Da­riusz Kru­pa: Mam ta­ką ci­chą na­dzie­ję… Dla mnie mi­łość to coś więcej niż tyl­ko sło­wa. Uczy­my się jej każ­de­go dnia i zwy­czaj­ny­mi lub, jak kto wo­li, he­ro­icz­ny­mi czy­na­mi ją po­twier­dza­my. Mo­ja żo­na jest jak ko­li­ber. Kru­cha, de­li­kat­na isto­ta, któ­ra re­ali­zu­je swo­ją mi­sję. Nie ma na nią wzo­ru, dla­te­go na­sza lek­cja mi­ło­ści wciąż trwa i ku mo­je­mu zdzi­wie­niu od­kry­wa­my z każ­dą chwi­lą no­we bar­wy na­sze­go uczu­cia. Tro­chę od­fru­ną­łem… Wi­dzi pa­ni sa­ma… Ona tak wła­śnie na mnie dzia­ła. Je­stem w wiecz­nym tran­sie, gdy­bym po­tra­fił, rów­nież za­śpie­wał­bym dla niej.


Opie­kuń­czy, tro­skli­wy, ro­man­tyk – już wiem, co spra­wi­ło, że z ro­ze­dr­ga­nej dziew­czy­ny, ja­ką zna­li­śmy z wcze­śniej­szych płyt, Edy­ta Gór­niak sta­ła się doj­rza­łą, uspo­ko­jo­ną i speł­nio­ną ko­bie­tą. To moż­na wy­czy­tać z pa­ni no­wej pły­ty, zde­cy­do­wa­nie naj­doj­rzal­szej spo­śród wszyst­kich.

EG: To nie­praw­do­po­dob­ne, jak ży­cie we­ry­fi­ku­je wi­dze­nie rze­czy­wi­sto­ści, jak bar­dzo do­pa­so­wu­je na­sze po­trze­by i sta­ny emo­cjo­nal­ne – głos, umie­jęt­no­ści i świa­do­mość in­ter­pre­ta­cji mu­zy­ki roz­wi­ja­ją się rów­no­le­gle z oso­bo­wo­ścią. Na sztu­kę za­wsze prze­kła­da się to, czy pła­cze­my z ża­lu, czy pła­cze­my z po­dzi­wu nad pięk­nem. Mo­cy cha­rak­te­ru nie mie­rzy się wbrew po­tocz­ne­mu my­śle­niu umie­jęt­no­ścią od­pie­ra­nia ludz­kiej go­ry­czy, lecz umie­jęt­no­ścią przyj­mo­wa­nia jej na sie­bie. To wła­śnie sta­no­wi o na­szej ener­gii twór­czej.


Jak pan to po­strze­ga? Żo­na wy­da­je się być zu­peł­nie in­ną oso­bą, róż­ną od obo­la­łej dziew­czy­ny, ja­ką by­ła przed la­ty, któ­ra ba­ła się an­ga­żo­wać uczu­cio­wo. Te­raz ude­rza pew­no­ścią sie­bie, wyraźnie wi­dać, że czu­je się speł­nio­na.

DK: Zde­cy­do­wa­nie tak. Gdy się po­zna­li­śmy, oby­dwo­je by­li­śmy nie­okieł­zna­ni, ale ona by­ła jak za­gu­bio­ny wę­dro­wiec – mio­ta­na skraj­ny­mi emo­cja­mi. Bar­dzo dłu­go po­dejrz­li­wa – ba­ła się mi za­ufać. Na­wet gdy wszyst­ko by­ło na­ma­cal­ne, wma­wia­ła so­bie i mnie, że ta­ka mi­łość nie ist­nie­je. Wy­trwa­le cze­ka­łem na nią. I wy­gra­łem. Prze­brnę­li­śmy ra­zem przez bar­dzo trud­ne sy­tu­acje i to sku­tecz­nie sce­men­to­wa­ło nasz zwią­zek. Zmie­ni­ło Edy­tę. Za­wsze fa­scy­no­wa­ła mnie jej pięk­na du­sza, ale te­raz do­dat­ko­wo po­ukła­da­ła w so­bie emo­cje prze­szło­ści i zna­la­zła na nie wła­ści­we miej­sce. To, co by­ło dla niej nie­wi­dzial­ne, sta­ło się wi­dzial­ne. Jest te­raz pięk­ną, doj­rza­łą ko­bie­tą, otwar­tą na lu­dzi i jesz­cze bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek na sztu­kę. Po­tra­fi do­ce­nić każ­dą ulot­ną chwi­lę. Dla mnie ży­cie mo­gło­by się za­cząć w tym mo­men­cie.


EG: Aż trud­no uwie­rzyć, ko­cha­nie, że ty sam je­den po­ukła­da­łeś mój we­wnętrz­ny cha­os. Ja chy­ba ci w tym nie za bar­dzo po­ma­ga­łam…


Two­rzy­cie nie tyl­ko ro­dzi­nę, ale i mu­zycz­ną fir­mę. Ta­kie za­tar­cie gra­ni­cy mię­dzy pry­wat­nym a za­wo­do­wym ży­ciem by­wa trud­ne. Jak wam się uda­je je go­dzić? Pa­ni jest gwiaz­dą, wy­ko­naw­czy­nią, autor­ką tek­stów, mąż jest aran­że­rem i pro­du­cen­tem pły­ty.

DK: Nie ukry­wam, że to cza­sem by­wa trud­ne, ale sta­ra­my się spo­koj­nie przed­kła­dać wła­sne ra­cje i w koń­cu jed­no z nas ustę­pu­je.


EG: Wbrew po­zo­rom moż­na so­bie z tym po­ra­dzić. Wspól­na pa­sja i za­in­te­re­so­wa­nia ma­ją wię­cej do­brych stron w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku.


Gdzie le­piej ukła­da się współ­pra­ca, na fron­cie ro­dzin­nym czy za­wo­do­wym? Kto dzier­ży ster w do­mu, kto w pracy?

Więcej w styczniowym numerze magazynu Sukces!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hey ! Jeśli lubicie Edytę Górniak ( tak jak ja) to zajrzyjcie na stronę http://www.telekamery.pl/glosowanie.php I tam głosujcie na Edytę !! Ma duże szanse wygranej ! Plusem jest że można wysyłać więcej niż jedno zgłoszenie ! Zajrzyjcie również na showXstars.blogspot.com i zagłosujcie na EKG w konkursie na podsumowanie płyt roku 2007.....